dzis pojechalismy do Patadakal, Aihole i Badami. wykute w skalach swiatynie imponuja swoja monumentalnoscia. wsrod tych wiecznych skal – smieszne, przytulajace sie malpy, wszedobylskie kozy i swinie i, oczywiscie, swiete krowy. to dzieki ich „ulotnemu” zyciu wieczne skaly zyja, nie strasza swoja potega…
wiele minut filmu, na ktorym wlasnie zwierzeta.
teraz juz wieczor, wrocilismy do miasteczka gdzie spimy. juz zjedlismy kolacje /pysznosci! bardzo mi smakuje tutejsze jedzenie, choc jest wyjatkowo ostre. to pewnie wynika z faktu, ze jemy w knajpkach dla tubylcow, gdzie wszystko swieze, tanie i wlasnie przyprawione tak jak powinno -?-/ i zaraz idziemy kupic arbuzy; kazdy dostanie pol arbuza, usiadziemy z nim na tarasie hotelu i bedziemy delektowac sie sloneczna soczystoscia pod rozgwiezdzonym niebem w goraca, azjatycka noc. pieknie brzmi, prawie sie wzruszylam hi hi.
no to – dobrej nocy, Zmarzluchy