przekraczanie granicy Niger-Chad. znów trudno opisać, bo to jest nieprzekładalne na nasze schematy myślenia. spróbuję poprzez opis faktów:
– brak jakiegokolwiek stałego transportu
– właściwie brak dróg; są ruiny drogi zbudowanej wieledziesiąt lat temu przez Francuzów, ale obecnie nie da się tędy przejechać; szlak prowadzi cały czas przez pistę i piachy
– brak jakiejkolwiek bazy turystycznej, z czego najważniejsze – brak bazy noclegowej /nie ma hoteli!/
jedyny opis przekraczania tej granicy przez Polaka /w Internecie/ mówi o 5-dniowym koczowaniu w przygranicznym miasteczku przy drodze w oczekiwaniu na jakikolwiek transport. wynajmujemy samochód LandCruser /ważne, bo napęd na 4 koła, inny nie przejedzie/ z miasteczka Diffa do Ndjameny /Chad/, z przesiadką właśnie we wspomnianym miasteczku przygranicznym Niuigmi na inny samochód; tam mieszka brat naszego kierowcy, jak zapewnia, i tam zamienimy samochód.
Wojtek przytomnie spisuje kontrakt, w którym zaznacza ze płacimy 4oo dolarów za przejazd z Diffy do Ndjameny. po kilku godzinach jazdy /128 km od 6.oo do 14.oo/ dojeżdżamy do Niuigmi, gdzie okazało się, że nie ma żadnego brata, nie ma żadnego samochodu a ten, którym przyjechaliśmy, jest w takim stanie że nie pojedzie dalej. na szczęście mieliśmy kontrakt, więc postanowiliśmy nie wychodzić z samochodu, traktując go trochę jak miejsce schronienia głównie przed dziećmi; tutaj biali bywają na tyle rzadko, że budzimy już nie zainteresowanie a sensacje – malutkie dzieci płaczą na nasz widok, starsze koniecznie chcą dotknąć, uszczypnąć, pociągnąć za włosy. przez cały czas otacza nas gromada ludzi, nie można nic zjeść, napić się, dobrze że nerki nie pracują, bo nie ma mowy o jakiejkolwiek toalecie. czujemy się jak egzotyczne zwierzęta w klatce! na szczęście obecność podpisanego przez kierowcę kontraktu sprawia, że problem znalezienia możliwości dojazdu do Chadu jest także jego problemem.
na razie stoimy przy głównej drodze /pył, parę glinianych chat, kurz, pył, kozy, osły, pył/ i przymierzamy się do rozłożenia na noc właśnie pod jednym z drzew, kiedy przychodzi jakiś tutejszy „przedstawiciel turystyczny”/jak sam siebie przedstawia/o imieniu Modo i… zaprasza nas do siebie do domu na noc. jesteśmy pełni obaw i dość nieufni, ale nie mamy wyjścia, ryzykujemy. czy wiecie co jest typowo afrykańskie? w tym czekaniu, które może trwać i tydzień, czego my jesteśmy świadomi, Murzyni /łącznie z kierowcą i naszym gospodarzem Modo/ zachowują pełen spokój i do znudzenia powtarzają – ‚no problem’. i, cholera, mają rację – jestem przecież w Afryce!
u Modo dostajemy pomieszczenie w glinianym domku, gdzie rozkładają dla nas kolorowe maty /nie mylić mat z materacami, maty to spleciona trawa, jest twardo!/, ale jest tam tak duszno, że wynosimy maty na podwórze i pod glinianym płotem układamy się na noc. w Niugimi u Modo spędzamy jeszcze cały następny dzień. pomaga nam w końcu wynająć kolejny samochód przez granice z Chadem do Bol, skąd do Ndjameny jest jeszcze około 3oo km. za samochód płacimy 5oo dolarów, ale przecież musimy się stąd wydostać! w Bol także nie ma hotelu, śpimy na podwórzu przyjaciela Modo, którego adres dostał kierowca samochodu /nie mówią żadnym językiem oprócz własnego, żadnej możliwości komunikacji/. rano wynajmujemy kolejny samochód do Ndjameny za 45 dola
———————————————————————-
mam nadzieję, że tamto poszło, bo znów coś połączenie wariuje.
więc do Ndjameny i – późnym wieczorem jesteśmy w stolicy Chadu. to był na
z wielu względów – do granicy z Chadem jechaliśmy wzdłuż granicy Niger-Nigeria; to bardzo niebezpieczny odcinek drogi, częste napady przygranicznych band powodują zupełną pustkę na drogach a raczej na resztkach dróg, które pewnie też z tego powodu nie są utrzymywane w stanie ‚przejezdności’. urodziny spędziłam na jeziorze Chad. prawda, że pięknie brzmi? tyle obrazów do opisania…
tyle emocji…
tyle spotkań…
granicę Chad-Cameroun przebywaliśmy pieszo i… na motorach. Cameroun jest już bardziej turystyczny /pierwsze Parki Narodowe, zwierzęta!/ co poznajemy głównie poprzez… konwoje żołnierzy z bronią; eskortują busy, którymi przemieszczamy się z miejscowymi /to ciągle pogranicze Cameroun-Nigeria, jedziemy właściwie granicą/.
dziś wyjeżdżamy następnym pociągiem coraz bliżej Duali… ale o tym jeszcze nie chcę myśleć.
…jestem