jest godzina 6.oo. nad Afryką wstaje kolejny dzień, tym razem poranek Wielkanocny. siedzę na tarasie misji katolickiej w Duali i właśnie przed chwilą zgasiłam ostatnie światła, już niepotrzebne. ta szarość za chwilę zmieni się w złotą zieloność. na razie wstałam ja i ptaki. i Wojtek, który przed paroma minutami odjechał na lotnisko – leci do Rep. Środkowej Afryki i ma przed sobą jeszcze 6 tyg. podróży. Nana śpi, choć obudziłam ją swoim robieniem herbaty.
– idziesz na jutrznie? – zapytała
– a co to jest jutrznia – spróbowałam ustalić fakty
– nie wiem, ale brzmi literacko – wyczerpała temat i odwróciła się na drugi bok
więc jestem w kolejnym świcie. to już nie pustynia, to zwrotnikowy, wilgotny krajobraz i klimat. jest zielono, bardzo zielono, mniej gorąco ale za to bardzo wilgotno, co powoduje, że cały czas skóra jest wilgotna, żeby nie powiedzieć mokra. tamten żar był łatwiejszy do zniesienia, ta lepka wilgoć powoduje, że nawet uprane rzeczy nie chcą schnąć… nie chcą schnąć także włosy, które zresztą moczę co chwile od nowa, bo misja ma basen!
do Yaounde /stolicy Cameroonu/ jechaliśmy kolejnym słynnym pociągiem kameruńskim, ale tym razem Afryka zdobyła się na luksus – były nawet kuszetki. więc tym luksusowym pociągiem jechaliśmy przez najprawdziwszą dżungle. znów tkwiłam z nosem przy szybie, nie mogąc uwierzyć w tę dziką bujność zieleni za oknem.

ten świt pachnie zielenią. i tyle ptaków nie śpi razem ze mną! i jak pięknie nie śpi
w Polsce za 2 godziny też wzejdzie słońce. będzie śniadanie, bliscy będą się dzielić jajkiem, w dobrych słowach życzyć sobie dobrych rzeczy… pomyślę o tym później.
…jestem
zasiedliśmy do uroczystego śniadania na tym tarasie – czyste ubranie, ust korale, uczesany warkoczyk. jajko do podziału na 3. bagietka z serkiem topionym. i kawa, którą dostaliśmy w misyjnej kuchni, dobra, z mlekiem i cukrem.
Wielkanoc…
więc wracam. są kłopoty z lotem /odwołali lot z Paryża, przenieśli na inną godzinę, będziemy długo czekać na lotnisku, prawie cała dobę/.
wracam.
słów jeszcze nie ma.
może przyjdą.
a jeśli nie – to /już pisałam/ może nie powinny zabrzmieć…
…ciągle jeszcze jestem