jestem cała i zdrowa, ale zupełnie nie mam skąd pisać. jedziemy przez Namibie, śpimy głównie po campingach, gdzie prąd z generatora, albo „na dziko”, przy drodze. Namibia to olbrzymia, pusta, niekończąca się przestrzeń /Disert Namib/. w oddali, w drgającym powietrzu złudzenia życia – woda, która zawsze okazuje się fatamorganą.


pięknie jest tam gdzie dziko, bo zarówno RPA jak i Namibia są zupełnie nieafrykańskie; czyste, cywilizowane, ładne. Cape Tawn rzeczywiście jest chyba najpiękniejszym miastem jakie do tej pory widziałam, rozlegle, otoczone górami, z majestatyczną Górą Stołową zawsze w chmurach, a także… dwoma Oceanami drogi bardzo dobre, samochody również, ruch spokojny, kulturalny, respektujący przepisy drogowe. jedziemy naszym samochodem bardzo „sprawiedliwie” – każdy prowadzi jednego dnia. przejechałam więc tą Toyotą Landrower Cruser z przyczepką /jednak/ już ok. 500 km /tzn. ja prowadziłam/. a pamiętajcie o ruchu lewostronnym!; nam zdarzało się zapomnieć dziś znów moja kolej i właśnie czeka mnie następne prawie 700 km, bo tyle musimy przejechać. dużą przyjemność sprawia mi prowadzenie samochodu przez ta pustkę; pozwala to na wyłączenie się z gadania, pozwala na skupienie, na ucieczkę w myśli; nie leniwe, podsypiające myśli kiedy jedzie się jako pasażer w tym upale, ale właśnie trzeźwe, skupione, jasne…
Teresa

nie wiem kiedy będę mogła odezwać się następnym razem. nie niepokójcie. potrafię spadać na cztery łapy